No to wreszcie jestesmy na miejscu:) pierwsze skojarzenie po wyjsciu z lotniska - Lima wyglada jak Dabrowa Gornicza w listopadzie ;) a to za sprawa garuy - czyli mgly ktora spowija miasto przez cala tutejsza zime, czyli gdzies tak od poczatku maja. Ale to tylko pierwsze wrazenie bo lotnisko jest w brzydkiej dzielnicy portowej, w ciagu dnia robi sie duzo ladniej.
Z lotniska do hostelu w dzielnicy Miraflores docieramy taksowka za 40 soli. Wszyscy jezdza tu jak wariaci, no ale w sumie sie tego spodziewalismy. Po krotkim odpoczynku udajemy sie autobusem (1sol) do centrum Limy. Miasto jest olbrzymie i pelne zgielku - ludzi i samochodow multum.
Zwiedzamy pieszo kluczowe zabytki centrum - centralny plac Plaza de Armas i San Martin, glowne ulice i deptaki starego centrum, a takze bardzo ladny kosciol San Francisco. W trakcie zazywajac lokalnych specjalow - pisco sour czyli drinku ze sfermentowanego soku z winogron, bialka i soku z limonki oraz slodkich paczkow churros.
Wieczorem spotykamy sie z kolezanka kolezanki, ktora mieszka w Peru. Kalina, niesamowicie ciepla i kontaktowa osoba, nie zrazona czekaniem na nas 30 min na rogu ulicy (bo utknelismy w korku) prowadzi nas na kolacje oraz zwiedzanie artystycznej nadmorskiej dzielnicy Barranco. Wieczorem wyglada to przepieknie - tutejszych knajpek nie powstydzilaby sie Barcelona, a widok z klifow na wybrzeze robi wrazenie.
Jutro ciag dalszy Limy i przejazd do miejscowosci Ica, w dol wybrzeza.
Trzymajcie sie!