Dzis Lima zaskoczyla nas pogoda - mgly sie prawie calkiem rozeszly i wyszlo piekne slonce. Kolo poludnia wybralismy sie z naszym rewelacyjnym przewodnikiem Kaliną na pobliski targ celem poprobowania lokalnych specjalow. Jedlismy i pilismy mnostwo dziwnych rzeczy, na czele z krolewskim daniem kuchni peruwianskiej czyli ceviche - surowa ryba marynowana w leche de tigre czyli soku z limonki z ziolami i chili. Pysznosci!:) pozniej przeszlismy sie nadmorskim bulwarem Miraflores ogladajac piekne klify i starujacych z nich paralotniarzy. Nie moglismy odmowic sobie tez przyjemnosci obejrzenia finalu Ligi Mistrzow w hostelu w miedzynarodowym gronie. Wszyscy byli za Borussia, niestety "levandoki" ani "blaszikoski" nic nie strzelili :(
Kolo 16 opuscilismy lime udajac sie w 5 godzinna podroz lokalnym autobusem do miejscowosci Ica, a dokladniej na lezaca obok niej oaze Huacachina (bo na poludnie od Limy wzdluz wybrzeza ciagnie sie pustynia). Glowna atrakcja miejscowosci to sandboarding czyli zasuwanie na pseudo-deskach snowboardowych po mega wydmach. Podobno mocno przereklamowane - przekonamy sie jutro...
Wydmy juz w nocy wygladaja imponujaco - maja prawie 100 metrow! Nie wytrzymalismy i wdrapalismy sie kawalek na najblizsza wydme. Widok na oaze i gwiazdy z piwkiem w reku - bezcenny :)