No i jesteśmy z powrotem w Limie. Tym razem korzystamy z wielkiej uprzejmości Kaliny i nocujemy u niej w mieszkaniu w dzielnicy Miraflores. Bez pośpiechu chodzimy po mieście odwiedzając miejsca w których już byliśmy zaraz na początku naszej wyprawy a także kilka nowych: między innymi Parque de la Reserva, gdzie znajduje się kilkanaście fontann (super sprawa) a także Museo Larco. To ostatnie jest jedyne w swoim rodzaju bo pomiędzy dość nudnymi eksponatami znajduje się sala z bardzo osobliwą ceramiką erotyczną wykonaną ponad tysiąc lat temu;)
W Limie podoba nam się nowoczesna dzielnica Miraflores i artystyczne nadmorskie Barranco - poza nimi miasto raczej nie jest zbyt kolorowe i nie będziemy za nim tęsknić. Dodatkowo niebo nad Limą podczas tutejszej zimy rzeczywiście przypomina "brudną szarą ścierę" jak to opisał podobno jakiś tutejszy pisarz;) to nie to co słoneczna i urokliwa Arequipa.
Ostatniego wieczoru razem z Kaliną i jej znajomymi trafiamy na dziwną imprezę nie wiadomo gdzie, z dość pijanym ameykaninem bez nogi, kilkoma francuzami, peruwiańczykami i kolumbijką. Jest naprawdę śmiesznie i międzynarodowo. Ale każdy urlop kiedyś się niestety kończy. Z Peru poza świetnymi wspomnieniami postanawiamy wywieźć dużo herbatki z koki - zobaczymy czy nas z tym przepuszczą
przez granicę:)
Do zobaczenia w Polsce!