Rano o 7:30 na dworcu w Puno rozstajemy się z Anią i Marcinem. Oni jadą do Arequipy a my do Copacabany. Niestety nie chodzi tu o słynną plażę w Brazylii lecz o boliwijskie miasteczko nad jeziorem Titikaka, tuż przy granicy z Peru. Jest tu kościół ze świętym obrazem do którego pielgrzymują Peruwiańczycy i Boliwijczycy, a także pełno hosteli i knajp dla turystów. Podobno to właśnie od tej małej miejscowości wzięła nazwę słynna plaża w Rio (do sprawdzenia).
Nie zatrzymujemy się tu jednak na dłużej (choć miejsce ładne i dużo cieplejsze niż Puno) i wskakujemy od razu na łódkę. Po 2 godzinach dopływamy do Isla del Sol - Wyspy Słońca, świętej wyspy Inków. Według ich wierzeń to tutaj narodził się Bóg Słońca Inti, Viracocha i jeszcze pare innych pomniejszych bóstw. Wyspa od razu nam się bardzo podoba. Po zgiełku Puno to prawdziwa odmiana. Wyspa nie jest duża, nie ma tu w ogóle samochodów ani asfaltu, turystów też bardzo mało bo większość przypływa tu tylko na półdniowe wycieczki, bez nocowania.
Widoki na jezioro przepiękne, pełno też tu urokliwych zatoczek. Krajobraz bardzo wiejski. Miejscowi żyją w małych chatkach i zajmują się rolnictwem, ze zdobyczy cywilizacji jest tu tylko prąd. Na wyspie zdecydowanie więcej niż ludzi jest osiołków, owiec, krów i lam (są wszędzie). Urządzamy sobie kilkukilometrowy spacer po wyspie, a wieczorem kontemplujemy zachód słońca przy piwku na tarasie naszego pokoju.